O, super że schudłaś!

 Dzień doberek.

 

Po dość długiej przerwie powracam. Nie wiem czy na chwilę czy na dłużej. Ale jestem. Być może nikt nigdy tego posta nie przeczyta. Być może nikt nigdy nie dowie się o jego istnieniu. Ale jestem.

Dziś tak bardziej może narzekająco, chociaż może wcale nie. Raczej z własnej perspektywy.

Wzięłam się za siebie na poważnie niecały rok temu. Małymi krokami. Raz do przodu, raz do tyłu. Efekt taki, że w ciągu tego prawie roku schudłam 30kg. Wiem. To dużo. Bardzo dużo. Teraz przede mną wyzwanie żeby to utrzymać i może nawet zjechać jeszcze trochę.

Ale ja nie o tym.

Schudłam. Jestem z siebie dumna. Wiem, że najbliżsi też są ze mnie dumni. Ale jest też reszta świata. Ta reszta, którą spotykam w pracy albo znajomi dawno nie widziani mijani gdzieś na ulicy. I każdy kto mnie widzi w mniejszym lub większym odstępie czasu od razu mówi jedno „O, schudłaś. Super!”.

Schudłam. Tak. Super. Wiem. Głównie ze względu na zdrowie, na fizyczne możliwości i lepszą wydolność organizmu. Tylko po co to powtarzać tak w kółko?

Ja wiem, że to są dobre intencje. Wiem, że ktoś chce mnie tym zmotywować. Tymczasem efekt na chwilę obecną jest odwrotny. Już nie chce mi się tego po prostu słuchać. Nawet za dobre intencje podziękuję. Szczególnie te, które kończą się słowami „Oby tak dalej”.

Nie jest to dla mnie motywacja. Powtarzane jak mantra przez różne osoby działa na mnie już odrobinę drażniąco. Głownie dlatego, że to odchudzanie i schudnięcie staje się głównym i jedynym tematem naszych rozmów. A „Oby tak dalej” można rozumieć naprawdę na wiele sposobów. Jednym z nich obawa o to, że jednak jeszcze mi brakuje i jeszcze parę kilo powinno polecieć. A to jest tylko moja decyzja i możliwości mojego organizmu.

I tak jak mówię, wiem że to są dobre intencje. Ale nawet kotka można zagłaskać. Schudłam. Pracowałam na to ciężko, ale zamiast w kółko zwracać uwagę na moją wagę wystarczy może powiedzieć,  że po prostu ładnie dziś wyglądam. Cała ja. Nie tylko mniej centymetrów tu czy tam. Że jestem uśmiechnięta albo, ze mam fajną kieckę. Zdefiniować mnie trochę inaczej niż przez centymetry czy kilogramy.

Może to narzekanie a może po prostu chęć bycia czymś więcej niże efektem odchudzania, z którego jestem i owszem cholernie dumna.



 

 

Całuski, cukiereczki, ciasteczka.

Karo

Komentarze

Popularne posty